Zanim poszedłem na film "Smoleńsk", przeczytałem mnóstwo recenzji a jeszcze więcej przeczytałem ich po wizycie w kinie. Parę obejrzałem w internecie.
Ich przekaz odbieram tak: gdyby nie gra Fido, gdyby scena X znalazła się po scenie Y a nie odwrotnie, gdyby nie chaos i pomyłka na liście samobójców a tempo nie siadło w minucie tej i ponownie w tamtej a pod Wawelem nie pojawił się azjata, Nina nie jeździła po Chicago i nie spała z kamerzystą, gdyby film był bardziej artystyczny, gdyby to i gdyby tamto...
To teza Krauzego by nas przekonała.
Ale nie przekonała bo Fido, bo scena X powinna być po scenie Y...itd.
Czyli?
No, klęska. Krauze nie pokazał przez to chronologii wydarzeń ani zbydlęcenia mediów, ani ohydnej zabawy Palikociarni ani obrzydliwej gry polityków PO w sposób odpowiadający "specjalistom", więc w takim razie ich nie było.
Nie zaistniały. Nie miały miejsca.
I to sam Krauze pokazał dobitnie.
Bo Fido, bo....